sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział VI


Rozdział VI
Oczami Mii

Weszliśmy do środka. Chwilę później z oczu zniknął mi Zayn. W salonie impreza trwała na całego. Pełno porozrzucanych puszek, wszędzie na podłodze było porozrzucane jedzenie i porozlewany alkohol. Goście też byli nieźle wstawieni. Połowa z nich leżała już gdzieś po kątach, inni jeszcze się trzymali, ale widziałam że już nie wiele brakuję im procentów, żeby skończyli jak tamci. Śmiesznie to wszystko wyglądało. 

Zaczęłam krzątać się po pokoju, rozglądałam się za dziewczynami, ale dziwnym trafem ani jednej nie znalazłam w pomieszczeniu. Dosiadłam się do chyba jednej jako tako trzeźwej osoby, El.
- Chyba trzeba będzie zaraz zbierać towarzystwo i posprzątać tu trochę – zaczęłam
- Faktycznie, to wygląda masakrycznie – poparła mnie, chochocząc
- To może zaprowadźmy jakoś chłopców do ich pokoi czy coś, nie wyglądają zbyt dobrze, a tym bardziej nie będzie im wygodnie tak tutaj spać – miałam na myśli Harrego i Liama, którzy spali na podłodze, jeden pod stołem a drugi w dziwnej pozycji pół na fotelu pół na podłodze. Wyglądali co najmniej dziwnie i przez to też zabawnie. Uwierzcie.
- Dobra to chodź najpierw weźmiemy Harrego, a póżniej Li

Wspólnymi siłami jakoś zaprowadziłyśmy Harrego do jego pokoju, a później wróciłyśmy po Liama, który tez bezpiecznie wylądował w swoim łóżku. Reszta ludzi powoli się rozeszła. Zostało nam sprzątanie salonu i innych pomieszczeń w domu. Na szczęście tylko salon był w takim opłakanym stanie. Ogarnęłyśmy tylko z wierzchu śmieci, resztę zostawiłyśmy na drugi dzień dla chłopców, żeby mieli pracę na kaca. Zadowolone klapnęłyśmy na kanapę.
- Chyba będę się powoli zbierać, zgarnę tylko dziewczyny i już nas nie ma- powiedziałam
- No Ty chyba sobie żartujesz, chyba nie myślisz, że pozwolę Ci o tej porze z laskami wracać do domu, wiem, ze macie całkiem spory kawał do siebie, zostańcie na noc. Chłopcy maja wystarczającą ilość pokoi, wszyscy się pomieścimy
- Nie, jakoś tak nie wypada. I tak jest już tutaj Was dużo El
- Nie masz innego wyjścia, widziałam, że Nadia śpi już u Harrego, Lexi gdzieś zniknęła z Niallem, Kate też śpi już w gościnnym, chyba nie będziemy ich budzić?
- Serio? Jezu, to dlatego ich nie mogłam nigdzie znaleźć. Nie chcę robić problemu…
- Oj daj spokój, nie robisz żadnego problemu. Poza tym Louis jak był jeszcze trzeźwy powiedział mi, że macie zostać na noc i innej opcji nie widzi.
- No dobra, niech Ci będzie ;)
- Teraz chodź pokaże Ci Twój pokój. – po czym pociągnęła mnie za sobą na górę. Pokój był dosyć duży, było ciemno, ktoś już w nim spał i nie chciałyśmy go budzić, wiec nie zapalałyśmy światła. Widziałam tylko, że na środku stoi wielgaśne łóżko. Wydaję mi się, że zmieściłoby się tam z 10 osób.
To dziwne, że odkąd przyszłam ze spaceru z Zaynem, już go do końca imprezy nie widziałam. Ciekawa jestem gdzie się podział. Pewnie śpi u siebie. Kiedy położyłam się do łóżka, okazało się, że razem ze mną śpi Kate. Uff. Przykryłam się szczelnie kołdrą i odpłynęłam.

Nazajutrz wstałam chyba jako pierwsza z całego towarzystwa. Zeszłam na dół, żeby się czegoś napić i obejrzeć ewentualne straty po imprezie. O dziwo takowych nie zastałam, jedynie syf jakiego chyba jeszcze nigdy nigdzie nie widziałam. Mimo, że z El ogarnęłyśmy co nie co w nocy, to dalej ten pokój nie wyglądał jak salon, który zastałam na początku imprezy.
Dochodziła godzina 9. Mega się zdziwiłam, że tak wcześnie wstałam bo nie należę do osób, które kochają wstawać. Raczej odwrotnie. Ten klimat w Londynie chyba tak na mnie działa, bo to już nie pierwszy raz kiedy po imprezie to właśnie JA wstaje jako pierwsza. Za oknem świeciło słoneczko, więc postanowiłam wyjść do ogrodu. Zapowiadał się całkiem przyjemny, ciepły dzionek. Usiadłam na huśtawce i ze szklanką soku bujałam się raz w przód, raz w tył. Słońce ogrzewało moją twarz. Było tak przyjemnie. Zastanawiałam się o której wszyscy raczą wstać. Było tak cicho, napawałam się ta chwilą do momentu, kiedy nie usłyszałam głośnego huku dochodzącego z domu. Szybko zerwałam się na nogi i pobiegłam w stronę dobiegającego hałasu. Wbiegłam do domu przerażona tym co się mogło stać, ujrzałam Louisa zbiegającego ze schodów i potykającego się o odkurzacz, który dziwnym trafem stał na środku holu i biegnącego w stronę kuchni z miną dziecka z Afryki i krzyczącego:

- LUDZIE! DAJCIE WODY! AAA!!!
Stałam tak przez chwilę, po czym wybuchłam niepochamowanym śmiechem w stronę Tomma.

- Eeee! Z czego się cieszysz Blondi?! ;O – z przerażeniem w oczach, szukając wody spojrzał na mnie Lou.
- Człowieku, ja tu myślałam, że zawału dostanę, że coś poważnego się stało w domu, a to po prostu Ty szukasz wody! – dalej się brechałam jak nienormalna
- Mam takiego kaca giganta, że nie pytaj! Łeb mnie tak napierdala, że zaraz ocipieje! – powiedział, a ja dalej stałam, patrzyłam się na niego i się śmiałam…
-  Czy to zawsze mi się musi przytrafić, że jak maaam kaca, co muszę tutaj zaznaczyć rzadko mi się zdarza, to nie ma w domu WODY?!
- Lou komu jak komu, ale akurat Tobie to się dosyć często zdarza! – wtrąciła się El, schodząc ze schodów
- No nie! Nawet moja własna dziewczyna jest przeciwko mnie! Wrr, biegnę po tą wodę do sklepu i nikomu jej nie dam! – po czym wybiegł z domu w samych bokserkach, w stronę TESCO.
- Zobaczysz jak zaraz wbiegnie do domu wkurwiony, że wybiegł w samych gaciach, uwaga , 1…2…3 – i w tym momencie do domu wleciał wściekły Lou, popatrzył na nas wzrokiem zabójcy i pobiegł na górę do pokoju, żeby się ubrać. Chwilę później zbiegł i wyszedł z domu do tego nieszczęsnego sklepu. Razem z Eleanor spojrzałyśmy się na siebie i o mało co się nie poprzewracałyśmy ze śmiechu.
- Jak..haha.. Ty… no… haha.. dobrze go znasz! – nie mogłam opanować śmiechu
- Nawet nie wiesz jak bardzo, czasami, hahaha, się zastanawiam czy nie lepiej jak samą siebie! – łapała się za brzuch bo nie mogła wyrobić ze śmiechu.

Kiedy się ogarnęłyśmy, zaczęłyśmy powoli sprzątać salon. Z godziny na godzinę schodziły nowe osoby z góry. Każda jedna, szukała wody i miała potężnego kaca. Pierwszy zszedł Harry, chwilę po nim Nadia, następnie Niall w towarzystwie Lexi, później Liam i Dan, Kate i na samym końcu, około 13 zszedł Zayn. Wchodząc do salonu, posłał mi ciepły uśmiech.
Z dziewczynami posiedziałyśmy jeszcze chwilę i zaczęłyśmy się zbierać. Pożegnałyśmy się z chłopcami, Eleanor i Dan. Wyściskałyśmy ich wszystkich, dziękując na udaną imprezę, po czym taksówką wróciłyśmy do domu.

3 komentarze:

  1. Świetny!!!
    Czekam na następny :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam, jestem z siebie dumna. Krótki jakiś rozdział, za dużo z niego nie wyczytałam. Za dużo eufemizmów. Wszystko jest takie zbyt... potoczne ? Nie wiem jak to nazwać, ale łatwo w ogóle przywyknąć i lekko się czyta, taki luzik. Pisz dalej ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny, popieram osobe nade mną, lekko się czyta i jest genialnie :* !

    OdpowiedzUsuń