Rozdział I.
20 czerwca
Wreszcie nadszedł upragniony dzień. Dzień zamawiania
biletów. Przez pół dnia przeglądałam oferty z odpowiednimi cenami. Po kilku
dobrych godzinach szukania owych ofert, w końcu zdecydowałam się i zamówiłam 3
bilety do Londynu, klasy ekonomicznej na 1 lipca 2012 roku. Byłam mega
podekscytowana! Wieczorkiem usiadłam na gadu i do samej nocy pisałam z Kate i
Lexi o szczegółach naszego wyjazdu. Leżąc w łóżku rozmyślałam o wspólnych
wakacjach, jak to będzie w Londynie, byłam ciekawa jakich ludzi uda nam się poznać.
Co takiego ciekawego się tam wydarzy… Taak, chciałabym, żeby to były moje
najlepsze wakacje! W końcu nie codziennie zdarza nam się wyjechać do ulubionego
kraju, miasta marzeń jak mniemam każdej młodej osoby, tym bardziej, że będzie
to czas spędzony z najlepszymi przyjaciółkami, bez nadzoru rodziców. Jesteśmy
już wszystkie pełnoletnie i to daję nam możliwość do odwiedzenia wszystkich
najlepszych klubów w stolicy Anglii. Już nie mogę się doczekać tych wszystkich
szalonych nocy. Może w końcu uda mi się kogoś poznać, kogoś kto będzie warty
mojego zainteresowania…
3 dni później
Jak co sobotę wstałam przed 10. Powoli zwlekłam się z łóżka
i noga za nogą podążałam w stronę łazienki. Wzięłam odświeżający prysznic,
umyłam włosy. Po 20 minutach wyszłam z łazienki i ubrałam się w wybrane
wcześniej ciuchy. Nałożyłam na siebie beżowy luźny sweter, obcisłe ciemne
jeansowe rurki, beżowe conversy i rudą torbę. Włosy szybko wysuszyłam i upięłam
w koka na czubku głowy. Lekko się pomalowałam i byłam gotowa do wyjścia. Dzisiaj
postanowiłam iść do Galerii na małe zakupy. Chciałam coś kupić nowego do mojej
szafy . Jakiś modny ciuszek przydałby się mojej garderobie. Chciałam jeszcze
kupić coś Nadii, coś na pamiątkę z Gdańska, jej dawnego miasta. Wcześniej
jednak umówiłam się na kawę z Lexi. Chciała ze mną spędzić trochę czasu, od tak
po prostu. Dawniej częściej się spotykałyśmy, ale odkąd przeniosła się do
innego liceum, poznała nowych ludzi, nasze kontakty trochę się pogorszyły i się
od siebie nieco oddaliłyśmy. Tym bardziej cieszy mnie ten wyjazd razem do
Londynu gdyż właśnie wszystkie nadrobimy nasze zaległości i myślę, że znowu
będzie jak kiedyś. Mam taka nadzieję. A wracając do Lexi. Poszłyśmy do
Starbucksa na małą kawkę i przy okazji jakieś pyszne ciastko. Zajęłyśmy nasz ulubiony
stolik tuż przy małej fontannie. Zawsze tam wszystkie siadamy. Taka nasza mała
oaza.
- Wiesz co Lexi? Kurczę, cieszę się że wszystkie cztery, jak
za dawnych dobrych lat spędzimy cały miesiąc razem. Tak same bez rodziców.
Tylko Ty, ja, Kate i Nadia. Żadnych beznadziejnych chłopaków. Tak po prostu my
cztery, najlepsze przyjaciółki w naszym ukochanym mieście. Ej, kuwa czy to nie
jest piękne? xD
- Tak Mia, to jest aż nad zbyt piękne. Też strasznie się
cieszę i jestem podekscytowana tym wyjazdem, tą cała naszą niespodzianką dla
Nadii. Chociaż czasami mam wrażenie, że to jakiś sen, z którego ktoś mnie zaraz
obudzi i czar pryśnie i nigdzie nie pojedziemy..
- Jezu, jaką Ty jesteś pesymistką Lex …
- Wiem M., haha, czasami po prostu za dużo myślę przed snem
..
-… plus umiesz popsuć niesamowicie dobry humor, który mi się
utrzymywał od rana, och kobieto!
- dobra nie gadaj tyle, tylko dopijaj tą kawę i chodź na
zakupy, doradzę Ci co masz sobie kupić Babo jedna ;D
Wstałyśmy od stolika i poszłyśmy buszować po sklepach. Udało
mi się kupić kolejną już parę conversów, dwie bluzy oversize, sukienkę na
jakieś wyjście do klubu, skórzaną ramoneskę i skarpetki. Na ten ostatni świetny
zakup namówiła mnie moja kochana przyjaciółeczka Lex. Nie ma jak to pomoc w
zakupach z jej strony. Kocham z nią łazić po sklepach. Więcej marudzi mi nad
uchem, że jest głodna i zmęczona niż pomaga w wyborze jakiejkolwiek rzeczy, ale
i tak ją kocham nad życie. W
międzyczasie Lexi pisała z Kate na
twiterze. Umówiłyśmy się, że po moich zakupach dołączy do nas i wspólnie
poszukamy czegoś dla Nadii. To musi być coś szałowego, musi być pamiątką od nas
wszystkich. Po jakiś 4h szwendania się po sklepach, dołączyła Kate i ruszyłyśmy
na poszukiwanie czegoś konkretnego dla N. Po głębszym zastanowieniu i chodzeniu po
sklepach od kilku godzin, zdecydowałyśmy się na kupno najnowszej płyty Justina
Biebera, plakatu na pół ściany również z jego podobizną oraz biletu na jego
najbliższy koncert, który odbędzie się w Londynie. A wszystko to dlatego, że
nasza Nadia jest jego zapaloną fanką . Myślę, że to najlepszy prezent jaki
mogłyśmy jej zrobić. Będzie przeszczęśliwa.
Około godziny 22 zaczęłyśmy zbierać się do domu. Byłam okropnie zmęczona
lataniem od samego rana po galerii. Rozstałam się z dziewczynami na przystanku
tramwajowym, ponieważ mój tramwaj jechał
w zupełnie inna stronę niż dziewczyn. Wsiadłam do tramwaju, odpaliłam mojego iPoda
i odpłynęłam. Po 30 minutach dotarłam na
miejsce. Weszłam do domu, w którym oczywiście nie było rodziców. Pracowali. Jak
zawsze do późna. Rzadko kiedy ich widywałam, zdarzało się też tak, że w
przeciągu miesiąca widziałam ich może z 4 razy, jak nawet nie mniej. Mniejsza o
to. Poszłam na górę do mojego pokoju, rzuciłam torby z zakupami, przebrałam się
w dresiki i zmyłam makijaż. Postanowiłam sobie zrobić kąpiel relaksująca.
Zapaliłam w całej łazience świeczki i weszłam do wanny wypełnionej gorącą wodą
z olejkami. Leżałam w wannie i myślałam o swoim życiu: „ Jestem po maturze, nie
mam pojęcia na jaką uczelnie złożyć dokumenty, wiem tylko, że moim wymarzonym
zawodem jest być farmaceutką. Mamy już koniec czerwca, a ja jeszcze nigdzie nie
złożyłam papierów na studia. Po przyjeździe się zastanowię, przecież mam
jeszcze czas.” Wyszłam z łazienki owinięta moim ulubionym różowym szlafrokiem.
Poszłam na dół do kuchni coś przekąsić, po czym położyłam się spać.
30 czerwca
Wstałam z rana i pierwszą myślą zaraz po przebudzeniu było :
O boże, to już jutro! . Ogarnęłam się i zaczęłam się pakować. Poprzynosiłam z
garażu moje wszystkie walizki. Powyrzucałam wszystkie ciuchy z szafy i zaczęłam
porządkować. Akurat na ten weekend mama wzięła sobie wolne, w końcu ktoś musi
mnie odwieźć na lotnisko i mi trochę doradzić do mam wziąć, albo chociaż pomóc
w pakowaniu rzeczy.
- Ok, tutaj mamy kupkę spodni, w którym będę chodziła przez najbliższy miesiąc w Londynie. O, a tutaj jest kupka bluzeczek na krótki rękaw i na ramiączkach. Tam mam samą bieliznę, stroje kąpielowe. Tutaj są wszystkie buty które mam wziąć. Hm, wydaję mi się mam wszystko co mi potrzebne. Prostownica? Jest. Kosmetyki? Są.
- Ok, tutaj mamy kupkę spodni, w którym będę chodziła przez najbliższy miesiąc w Londynie. O, a tutaj jest kupka bluzeczek na krótki rękaw i na ramiączkach. Tam mam samą bieliznę, stroje kąpielowe. Tutaj są wszystkie buty które mam wziąć. Hm, wydaję mi się mam wszystko co mi potrzebne. Prostownica? Jest. Kosmetyki? Są.
- Boże! Dziecko, przecież Ty wyjeżdżasz tylko na miesiąc a
nie na całe życie. Nie zmieścisz tego wszystkiego w tych 3 walizkach. Poza tym
spakuj sobie jeszcze potrzebne leki. Nigdy nic nie wiadomo co się tam zdarzy i
przecież jedziecie do obcego kraju.– po czym podała mi cała reklamówkę leków
od nie wiadomo czego. I ona się martwi, że ja się nie zmieszczę z ciuchami a
daje mi chyba z 30 pudełeczek jakiś nieznanych mi leków. No, ale dobra niech
jej będzie, matczyna nadopiekuńczość. Yhh.
Poskładałam wszystkie rzeczy. I zaczęłam je wpakowywać do
walizek. Miałam trochę z tym kłopotu, bo ledwo co zmieściłam rzeczy, które
postanowiłam wziąć, ale jakoś dałam radę. W każdym razie walizki były wypchane
tak, że szwy praktycznie pękały. Cóż, weź i puść gdzieś dziewczynę na miesiąc.
Pół domu zabiera ze sobą, nie ma innej opcji.
Dzień strasznie szybko mi minął. Nim się obejrzałam był już
wieczór, a to przez to, że cały czas coś dopakowywałam do moich walizek.
Dziewczyny się przerażą jak mnie jutro z tymi wszystkimi tobołami zobaczą. Była
godzina 23:26, więc postanowiłam położyć się spać. Jutro wielki dzień! Żeby się
trochę przymulić poczytałam jeszcze książkę. Chwilę potem odpłynęłam w
objęciach morfeusza.
1 lipiec
Przez pół nocy z nerwów nie mogłam spać. Wstałam strasznie
wcześnie rano. Samolot miałyśmy o godzinie 14, a ja byłam już na nogach o 4.
Nadszedł upragniony dzień! Byłam
strasznie podekscytowana! Chciałam coś
napisać na twitterze, ale się powstrzymałam bo wszystko by się wydało i
zaliczyłybyśmy klapę. Nie wiem jakim cudem to się stało, ale nagle z godziny 4
stała się godzina 10. Zaczęłam nerwowo krzątać się po domu, w sumie nie
wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie byłam umalowana ani ubrana. W biegu
umalowałam lekko oczy eyelinerem, musnęłam błyszczykiem usta i makijaż był
gotowy. Na podróż założyłam rurki, conversy i jeansowa koszulę, nie za bardzo
miałam czas na to, żeby coś zrobić ze swoimi włosami dlatego też założyłam
czarny melonik na głowę i właściwie byłam już gotowa zejść na dół z moimi
bagażami. Ostatnie poprawki wyglądu i mama zaczęła mnie wołać na dół, żebym się
pospieszyła bo nie zdążymy. W tej samej chwili dostałam sms-a od Kate, że obie
z Lexi są już na lotnisku i czekają jak zwykle na mnie. Niczym poparzona wybiegłam
z pokoju, potykając się o wszystko co napotkałam na swojej drodze, czytaj o
suszarkę, jakieś szczotki, brudną bieliznę itp. Nie należę do osób, które lubią
za sobą sprzątać. Niestety. I właśnie przez to prawie zapłaciłam życiem. Ha!
Miałam szczęście bo akurat mieszkałam jakieś 1,5h od lotniska. Wrzuciłam bagaże
do samochodu mamki i ruszyłyśmy na Gdańskie lotnisko. Oczywiście dotarłyśmy tam
z opóźnieniem, gdyż trafiłyśmy na niezłe korki w tamtych okolicach. Co za pech!
Kiedy w końcu szczęśliwie dojechałyśmy na lotnisko, niczym
struś pędziwiatr popędziłam w stronę odprawy. Niestety zapomniałam o tym, że
zostawiłam swoją mamkę samą z 3 walizkami. Co było najdziwniejsze, że kobieta
doczłapała się z nimi po jakiś 15 minutach xD. Podziwiam ją czasami. Ja bym to
w cholerę zostawiła i kogoś zawołała czy
cos, a ona sama taszczyła to wszystko.
Szczerze powiedziawszy miałam z niej niezły ubaw, bo wyglądała
przekomicznie. No, ale pomińmy już to.
Dobiegłam do odprawy, sprawdziłam terminal i okazało się, że dziewczyn
już nigdzie nie ma a samolot odlatuje za jakieś 15 minut. Po prostu zajebiście!
Babka w odprawie nie chciała mnie już puścić, ale zrobiłam maślane oczka i o
mało co się nie rozpłakałam i mnie puściła. Znowu w biegu pożegnałam się z mamą
i pobiegłam szukać dziewczyn, a przede wszystkim naszego samolotu. Kiedy
wreszcie znalazłam samolot, Stewardessa właśnie siłowała się z drzwiami
samolotu i miała zamiar je już zamknąć.
- Nieeee! Stóój! Jeszcze ja!! HAAALLLO!! – biegłam i darłam
się jak nienormalna.
Po chwili kobiecina zauważyła mnie jak biegnę i przestała
zamykać te cholerne drzwi.
- A panienka co? Za chwilę samolot rusza, a Pani dopiero
bilety kupiła?
- Nie, bilety kupiłam już dawno temu. Po prostu źle
obliczyłam czas. Wystarczy?
- Dobrze, proszę szybciutko zająć wolne miejsca. Yh, same kłopoty z ta młodzieżą – powiedziała
jeszcze i odeszła do swojej kanciapki, z której po chwili rozległ się głos w
słuchawce, żeby zapiąć pasy i takie tam…
- Dziękuję. ;|. – powiedziałam, z sarkazmem oczywiście.
Strasznie nie miła ta baba.
Wzrokiem przeleciałam wszystkich pasażerów i uf, siedziały
dziewczyny a raczej skakały i machały do mnie, że maja wolne miejsca. Zajęłam
miejsce pomiędzy Lexi a Kate. Nie obyło się bez kazania dziewczyn jaka to
jestem nieodpowiedzialna i dziecinna, że powinnam była sprężać się, a przede
wszystkim wyjechać z domu jakieś 3h wcześniej bo zawsze trzeba mieć czas w
zanadrzu, a nie później latać z językiem na brodzie. Kiedy skończyły gadać przytuliłam dziewczyny
i obiecałam, że to był ostatni raz i od teraz będę je słuchać. Rozsiadłyśmy
się, zaczęłyśmy rozmawiać o najróżniejszych sprawach po czym kazano nam zapiąć
pasy i po niespełna 2 minutach czułyśmy jak samolot powoli unosi się do góry i
wzbija w niebo. Teraz dzieliły nas już tylko 2 godziny od lądowania w LONDYNIE.
Nie mogę się doczekać….
_________________________________________________________________________________
Zapraszamy do czytania, mile widziane jakieś komentarze ;) chcemy wiedzieć czy Wam się podoba i czy ktoś w ogóle to czyta...
_________________________________________________________________________________
Zapraszamy do czytania, mile widziane jakieś komentarze ;) chcemy wiedzieć czy Wam się podoba i czy ktoś w ogóle to czyta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz